HIENA CMENTARNA

Od zawsze interesowałam się sztuką i wiedzą w każdej możliwej formie. Od małego prosiłam rodzinę o książki zamiast kolejnych sukien, w które ubierać się powinna kobieta mojej pozycji. Początkowo rodzina nie miała przeciwko temu obiekcji, ale już niebawem zorientowali się, że nie interesuje mnie edukacja towarzyska, ani szukanie męża, co byłoby dla nich nie lada stratą. O każdy następny tom była więc niemal walka, nie mogłam na to się zgodzić. Zaczęłam udawać, że zgadzam się na wszystkie warunki rodziców, tylko po to, żeby odkładać wszystkie kosztowności na kolejne zwoje i księgi. Sprzedałam wtedy jeden z klejnotów rodzinnych, skończyło się to wielką awanturą i absolutnym zakazem studiów. Byłam załamana.

To wtedy zwróciłam się o pomoc do profesora Nodgnala. Słyszałam bowiem, że jest to osoba, która nigdy nie odmówi nikomu wiedzy, zwłaszcza z dziedziny sztuki i zagubionych artefaktów. Nauka odbywała się w różnych dziwnych porach i miejscach, najczęściej pod pozorem spotkań towarzyskich z rówieśnikami. Trwało to ponad rok. Wydawało mi się wtedy, że zjadłam wszystkie rozumy, że jestem gotowa na szukanie skarbów. Profesor uparcie mi powtarzał, że na to przyjdzie jeszcze pora, a ja czułam, że kończy mi się czas, bo przecież w końcu rodzina każe mi wyjść za mąż. Nie chciałam czekać, a profesor nie chciał udzielić mi dalszej pomocy. Zwróciłam się więc w stronę nieodpowiednich osób.

Pamiętacie, jak trzynaście lat temu ktoś włamał się do grobowca rodziny Reifsneider?

Mężczyzna siedzący w trzecim rzędzie aż wyprostował się na krześle. Hrabia niewiele się zmienił. Pamiętała go jako pełnego werwy młodego mężczyznę, teraz jego włosy zaczynała przyprószać pierwsza siwizna, ale twarz nadal miał dostojną. Sprawców nigdy nie odnaleziono – mówiła dalej. Przynajmniej taką znacie wersję oficjalną.

Na sali znowu zrobiło się poruszenie. Chyba nie tego spodziewali się goście.

Po tym, jak profesor odmówił mi pomocy zwróciłam się w stronę półświatka. Spotkałam na swojej drodze ludzi, którzy żyją z tego, co znajduje się przy zmarłych – niezależnie od tego czy zostali pochowani i gdzie. Przeszłam wiele prób zanim mnie zaakceptowali – od poszukiwania ciał, po odszukiwanie nie pilnowanych starych grobowców na Altdorfskim cmentarzu. Nie szczycę się tym, dla jasności. To były błędy młodości, za które każdego dnia płacę i nie przestanę płacić. Wreszcie gang zaproponował mi pierwsze wspólne zlecenie. Mieliśmy dostać się do grobu rodziny, Reifsneider bowiem w nim miał znajdować się stary, cenny zwój.

Skok miał się odbyć dokładnie w moje siedemnaste urodziny. Tego dnia moja matka przygotowała dla mnie urodzinowe przyjęcie. Sądzę, że spora część z Państwa, tu zgromadzonych, była na nie zaproszona. Tamtego dnia miałam bowiem poznać kandydata, którego moi rodzice wybrali dla mnie na mojego męża. Do dziś nie wiem kto to miał być. Nie pojawiłam się bowiem na przyjęciu. Byłam wtedy gdzie indziej.

Grobowiec to ogromna krypta. Wydawało mi się, że dostanie się do środka będzie niemożliwe. Okazuje się, że wcale nie było to takie trudne. Bez większych problemów dostaliśmy się do jego wnętrza i znaleźliśmy to, czego szukał gang. Sądziłam wtedy, że jestem jego częścią, ale w chwilę po zdobyciu skarbu zostałam ogłuszona. Kiedy obudziłam się w grobowcu nade mną stał Kapłan Morra, a przed wejściem czekała na mnie straż. Wiedziałam, że mam kłopoty i to nie małe.

Noc spędziłam w celi. Na nic zdały się moje prośby o skontaktowanie się z rodziną. Przecież pochodzę ze szlacheckiego rodu. Byłam przekonana, że sam ten fakt otworzy mi drzwi od celi. Byłam bardzo naiwna. Drzwi otworzyły się dopiero w południe, gdy do celi weszła siedząca tu, wśród Nas, kapłanka Vereny – powiedziała wskazując dłonią na siedzącą. Tego dnia dostałam wyjątkowe ultimatum. Miałam zostać świeckim członkiem Zakonu Tajemnic i pomagać w odnajdowaniu utraconego dziedzictwa Imperium. Warunkiem zawarcia ugody miało być porzucenie dotychczasowego statusu i własnej tożsamości. Miałam je odzyskać dopiero wówczas gdy odzyskam to, do czego utraty się przyczyniłam. Dziś mogę wywiązać się z tej umowy.

Spojrzała na profesora – Profesorze, mogę prosić o przekazanie Hrabiemu tego zawiniątka? Wyjęła niewielką skrzyneczkę z sakwy, która spoczywała niedaleko niej, a którą na miejsce dostarczył profesor. Richard wziął skrzyneczkę od uczonej i ruszył w stronę Hrabiego. Kobieta odczekała, aż skrzyneczka dotarła do właściciela. Po chwili na twarzy mężczyzny pojawiły się łzy. Nie był w stanie wydusić z siebie słowa, zdobył się tylko na lekkie skinięcie głową w stronę kobiety. Na twarzy arystokraty pojawił się wyraz zadumy. W sali przez chwilę była głucha cisza.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

+ 54 = 55